Przez botox nie pójdziesz do raju / Botox will not get you into paradise

Brak zgody? Mezalians? Zgrzyt? Nie! Nowa jakość! “Kocham śmieci” – mówi Iwona Siwek-Front i tworzy ze znalezionego, zobaczonego, zasłyszanego swoją “recyklingową” Sztukę przez duże “S”. Sztukę form tak zróżnicowanych, jak różne są jej elementy składowe. W końcu nigdy nie wiadomo, co się znajdzie, co zobaczy, co zasłyszy. I do czego ma służyć teraz, już jako dzieło sztuki całkiem oderwane od pierwotnej funkcji wyłapanego.

Iwona SF uprawia malarstwo, rysunek, komiks, ilustrację, mural, filmy animowane, “ready-made”, “objet trouvé”… Podpisuje imieniem, nazwiskiem, datą oraz godziną i temperaturą powietrza – ten złożony podpis to jej znak firmowy, marka taka, logo.

Przypadkowość, fragmentaryczność, nieużyteczność, nieoznaczoność znalezionych obrazków, przedmiotów czy słów determinuje do połowy treść i formę dzieła. Druga połowa to złożenie od nowa wg pomysłu artysty (konsekwentnie używa męskiej formy “artysta”, nie na przekór feministkom, ale ponad rozróżnieniami na gramatyczne rodzaje, artysta to artysta, on albo ona). A może zresztą proporcje są inne? Dość na tym, że mamy całość. Związek niepowtarzalny, jedyny taki na świecie. Logo gwarantuje autentyczność i wyjątkowość w czasach logo na masowych produktach z taśm.

“Ready-made”? “Objet trouvé”? Déjà vu? Tak! To pojęcia dada sprzed stu lat odradzające się w neodada dziś. Kiedy z początkiem XX wieku stały, trwały i sztywny świat XIX-wiecznego mieszczaństwa rozsypywał się na oczach współczesnych w drobny mak obnażając jego niedostatek i zakłamanie, artyści zaczęli pochylać się nad odpadami starego porządku i układać je na nowo, wolniej, swobodniej, z większym dystansem i humorem.

XXI wiek zaczął się szokiem, unicestwieniem Centrum Handlu Światowego. Sto lat po I wojnie światowej sypie się na naszych oczach konsumpcyjny globalkapitalizm, zostawiając góry śmieci i pogłębiającą się przepaść między bogactwem a biedą, kończy się era nadmiaru i przesytu, zaczyna galopujące zadłużenie i Ruch Oburzonych. Mistrz dadaizmu, a zarazem mistrz Iwony, niemiecki artysta i intelektualista Kurt Schwitters, przeciwstawiał się banałowi, głupocie i nonsensowi wojny. Artyści i intelektualiści naszych czasów przeciwstawiają się bezmyślności, chciwości i rozrzutności społeczeństw. Iwona Siwek-Front jest artystą neodada.

Zbiera strzępy rozmów na ulicach, w tramwajach i knajpach, wyrywa z kontekstu wiadomości z mediów, podchwytuje hasła wypisywane na murach, zapamiętuje obrazy pojedynczych ludzi miasta, w którym mieszka, Krakowa, i maluje bezimienne tłumy miast bez nazw. I tworzy, tworzy, tworzy. Swoje wizje-przekazy, swoistą publicystykę naszego własnego końca świata.

Zmarły w 2007 roku ojciec Iwony, Marian Siwek, malarz i rysownik, tworzył obrazy gęste,  przykre, ciężkie od bólu nad zmarnowanymi życiami portretowanych. Iwona cytując ojca lekką ręką szkicuje “Ostatni pocałunek”, ironicznie nawiązując do pocałunku Klimta a zarazem pokazując w czasach przesytu parę umierającą z głodu na odrapanym murze-tle – na murze żyją krótko, bo ktoś ich zamaluje, albo służby porządkowe, albo jakiś zdolny street fighter.

A, tak, bo mur… To mur jest we współczesnym mieście ważnym nośnikiem informacji i granicą między tym, jak ma być a jak jest. Taki mur na Bożego Ciała! Odgradzający areał kościoła Bożego Ciała od ulicy, stanowiący granicę między sacrum i profanum. Z tamtej strony modły i zapach kadzidła, i tak od średniowiecza, z tej, krakowski Kazimierz z jego długą historią przedwojenną, wojenną tragedią, powojennym wyludnieniem i aktualnym renesansem.

Kościół trwa, mur żyje i zmienia się razem z miastem. Na murze mamy wszystko. Sztukę i bohomazy, hasła z lewa i prawa, codzienny vox populi i wyznania miłosne, CHWDP i krucyfiksy…

Iwona regularnie przemierza stare ulice Krakowa, nie, nie te pastelowe z widokówek, te, gdzie mury mają jeszcze prawo do naturalnego starzenia się, kruszenia i łatania. Potem, w swojej pełnej obrazów i dziwnych przedmiotów pracowni z balkonem, róg Wiślnej i Gołębiej, z cogodzinnym hejnałem zamiast zegara, maluje kawałek muru z jego nierówną ze starości powierzchnią a na murze-tle historyjki i napisy. I podpisy. Na obrazie “Sikorki” opisanym SIKORKI zlatują się 28 stycznia 2013 roku o godzinie 16:09 przy temperaturze 0 stopni wiosennie rozświergotane sikorki. I przysłaniają CHWDP.

Na obrazie “Śpiące komando” z tego samego dnia parę godzin wcześniej (13:51) przy tej samej temperaturze, na murze (z “DZ. ŚRÓDMIEŚCIE”) wiszą uczepione wyrw w tynku nietoperze, odsypiają noc spędzoną na clubbingach, przepite i umęczone… Takie “nocne komanda” przemykają ulicami Kazimierza nad ranem. Latem zeszłego roku Iwona zabrała do pracowni nie tylko mur, ale i artystę sztuki ulicznej podpisującego swoje dzieła “FIVE”/”5”. I dokonali fuzji: on sprayem wypełniał szablony, ona kreską i farbą dopełniała dzieła.

Tak powstał między innymi wielki obraz “NADZIEJA – OBAWA”. Na tle miasta (identyfikowalnego jako Warszawa) tłum z transparentami i portretami znanych polityków, jeden o nazwisku Nadzieja, drugi Obawa. Tłum naciera równo, z jednym i drugim.

Artysta FIVE wyruszył do Londynu, bo tam ponoć mury są większe do zaszalenia, podziały głębsze, koniec świata bliższy…, zostały po nim puste puszki po sprayach (te, jako “przedmioty znalezione”, Iwona pokryła białą farbą i zarysowała komiksowo) i zużyte odbitki szablonów, a to Matki Boskiej bez Aureoli, a to Audrey Hepburn z Filmu “Śniadanie u Tiffany’ego”, a to Palikota w Aureoli, a to Kota z Dużymi Uszami. Odpady przy pracy. Śmieci do wykorzystania. Miłość neodadaisty.

Na Kocie z Dużymi Uszami niedbale powielonym, za to dwa razy, Iwona przedstawiła dialog między dwiema głowami: “jak się jest lubianym to jest się narażonym na miłe przygody” – “Dla ludzi pozory są dogmatem…” I zapaćkała głowy sprayem niebieskim i czerwonym. Na niebiesko wyłania się między Kotem z Dużymi Uszami a Uszami Głów, niewyraźny napis DUPA, sprayem bo po oczach Gadających Głów… I podpis artysty, i data, 8.I.’13, -3°C, 12:51. Dolny lewy róg obrazu odcięty. Sztuka i Śmieć. Związek niedoskonały.

(translation: Alina Ostrowska-Mroczek)

Lack of consent? Mésalliance? Clash? No! New quality! “I love rubbish” – says Iwona Siwek-Front and from what she has found, seen and heard creates her “recycling” Art with a capital “A”. The Art of forms as diverse as its components. After all, one never knows what is to be found, seen or heard. And what it is to be used for at present, already as a piece of art, completely detached from its original function.

Iwona SF practices painting, drawing, comics, illustrations, murals, animated films, ready-made, objet trouvé… She signs with her name, surname, date and time as well as air temperature – this composite signature is her trademark, kind of brand name, a logo.

Randomness, fragmentary nature, uselessness, uncertainty of found images, objects or words determine half of the content and form of the work. The latter half is composed from scratch according to the artist’s idea (she consistently uses the masculine form “artist”, not to spite the feminists, but to go beyond grammatical distinctions of gender, an artist is an artist, whether he or she). Or perhaps the proportions are different? Enough that we have the entirety. A unique relationship, the only one of its kind in the world. The logo guarantees authenticity and uniqueness in times of logos on mass products from assembly lines.

Ready-made? Objet trouvé? Déjà vu? Yes! These are Dadaist concepts from a century ago, taking rebirth in the Neo-Dada of the present day. When, at the beginning of the 20th century, the solid, stable and rigid world of the 19th century bourgeoisie was crumbling in front of the eyes of its contemporaries, exposing its insufficiency and hypocrisy, the artists started to look at the wastes of the old order and put them together again, more slowly, more freely, with more distance and humour.

The 21st century began with a shock, with the annihilation of the World Trade Centre. One hundred years after the First World War, consumerist global capitalism is collapsing in front of our eyes, leaving behind mountains of rubbish and an increasing gap between the rich and the poor. The era of excess and overabundance is coming to an end; whereas galloping debt and Indignados Movement commence. A Dadaist master and also Iwona’s master, a German artist and intellectualist Kurt Schwitters, opposed the banality, stupidity and nonsense of war. Artists and intellectualists of our time oppose the thoughtlessness, greed and profligacy of societies. Iwona Siwek-Front is a Neo-Dada artist.

She collects scraps of conversations in the streets, trams and pubs, takes pieces of media news out of their context, picks up slogans inscribed on walls, recalls the images of individual people of the city she lives in, Krakow, and paints nameless crowds of cities without names. And she creates, creates, creates … her visions-messages, specific journalism of our own end of the world.

Iwona’s father, Marian Siwek, painter and draughtsman, who passed away in 2007, created paintings which were dense, unpleasant, heavy with pain over the wasted lives of those portrayed. Iwona, quoting her father, lightly sketches “The Last Kiss”, ironically referring to The Kiss by Klimt, at the same time showing a couple dying from starvation in the times of surfeit against the background of a shabby wall; on the wall they live short, as they will be soon painted over, either by the police or by some talented street fighter.

And, yes, because the wall… The wall is an important carrier of information in the modern city and the boundary between the way things are supposed to be and the way they are. This wall in Bożego Ciała (Corpus Christi) street! It separates the area of the Corpus Christi Church from the street, marking the border between the sacred and the profane. On the other side, prayers, the smell of incense and so on, since the Middle Ages; on this side, the Kazimierz district of Kraków with its long pre-war history, wartime tragedy, post-war depopulation and current renaissance.

The Church lasts; the wall lives and changes together with the city. There is everything on it. Art and daub, slogans from the left and from the right, everyday vox populi and confessions of love, Fuck the Police and crucifixes…

Iwona regularly walks the old streets of Krakow – no, not the pastel postcard ones, but the ones where the walls still have the right to naturally age, crumble and be patched. Then, in her studio with a balcony, full of paintings and strange objects, on the corner of Wiślna and Gołębia streets, with an hourly bugle call instead of a clock, she paints a piece of a wall with its surface uneven from age, and on the background wall – stories and inscriptions. And signatures. The painting called Tits captioned TITS are gathering on 28th January 2013 at 4:09 p.m. at the temperature of 0 degrees shows springlike chirping tits. They obscure Fuck the Police inscription.

In the picture The Sleeping Commando created a few hours earlier (1:51 p.m.), on the same day, at the same temperature, on the wall (from the City Centre) there are bats hanging from the holes in the plaster, sleeping off the night spent on clubbing, drunk and tired… Such “night commandos” sneak through the streets of Kazimierz at the crack of dawn. Last summer, Iwona brought to her studio not only a piece of wall, but also a street artist who signs his works “FIVE”/”5”. They fused: he used spray paint to fill in the stencils, she used stroke and paint to complete the works.

This is how, among other woks, a huge painting “HOPE – FEAR” came into being. Against the background of the city (identifiable as Warsaw), gathers a crowd with banners and portraits of well-known politicians, one called Hope, the other Fear. The crowd presses on evenly, with one and the other.

The artist called FIVE left for London, because there the walls are supposedly bigger, the divisions deeper, the end of the world closer… What is left are empty spray cans (which, as the “found items”, Iwona covered with white paint and cartoon-like drawings) and worn-out stencil prints of the Virgin Mary without a halo, Audrey Hepburn from the movie Breakfast at Tiffany’s, Palikot with a halo and the Cat with Big Ears. Wastes at work. Rubbish to be used. The love of a Neo-Dadaist.

On the Cat with Big Ears reproduced carelessly, but twice, Iwona presented a dialogue between two heads: “When one is liked, one is exposed to nice adventures” – “For people, appearances are a dogma…” and she stained the heads with blue and red spray. Between the Cat with Big Ears and the Ears of the Heads, there emerges a blurred blue word ARSE, sprayed because it hits the eyes of the Talking Heads…. Then the artist’s signature, and the date, 8th Jan 13, -3°C, 12:51 p.m. Lower left corner of the painting is cut off. Art and Garbage. An imperfect relationship.